sobota, 29 czerwca 2013

Zabawa w wojsko

Z okazji weekendu w sobotę wybraliśmy się na kolejną dostępną atrakcję w Phnom Penh ale najpierw trzeba zadbać o wygląd zewnętrzny - czas na fryzjera.
W przeciwieństwie do Filipin tutaj istnieje podział na fryzjerów damskich i męskich. Zakłady fryzjerskie umiejscowione są wszędzie, najciekawsze połączenie fryzjer a obok knajpa i nawet nie dzieli ich ściana. W większości fryzjer pracuje na "wolnym powietrzu".
Oczywiście fryzjer nie mówi ani po polsku ani po angielsku więc po prostu usiadłem i czekałem na efekt. Sposób strzyżenia różni się od europejskiego bo przez 90% czasu fryzjer posługuje się tylko maszynką a dopiero pod koniec bierze do rąk nożyczki.
Efekt końcowy (zważywszy na materiał jakim dysponował fryzjer) - bardziej niż zadowalający :)
Cena - 1 $.


Zakład fryzjerski męski
Naszą kolejną atrakcją do "przeżycia" w Phnom Penh było na strzelanie.
Wynajęliśmy tuk-tuka. Nie miałem pojęcia jak daleko to jest od nas. Tuk-tuk chciał 15$ w dwie strony (więc musi być dość daleko) - stanęło na 11$.
Faktycznie jechaliśmy w jedną stronę około godziny, trzeba wyjechać z miasta, strzelnice są położone gdzieś na obrzeżach.
Poza miastem życie tubylcze i drogi wyglądają zupełnie inaczej niż w stolicy. Drogi bardzo kiepskie, posypane piaskiem i żwirkiem, tak żeby się porządnie kurzyło w czasie jazdy.






Tutaj wreszcie zrozumiałem sens noszenia maseczek.
Dojechaliśmy na miejsce, żelazna brama strażnicy ubrani w moro.


Wewnątrz za bramą duży, długi budynek - strzelnica. Do dyspozycji są chyba wszystkie rodzaje broni oprócz czołgu. Teoretycznie nie wolno robić zdjęć a cennikowi to już absolutnie ale jakoś szybko cyknąłem ;)

Cennik sfotografowany w tajniacki sposób.

Z drugiej strony cennika było jeszcze:
rzut granatem - 50$
strzał z bazooki - 150$ i coś tam jeszcze...

Po przeanalizowaniu cennika zamówiliśmy 2 razy pozycję 12.

Sala gdzie dokonuje się wyboru uzbrojenia no i piwko można wypić.
 

Skoro jednak już tu przyjechaliśmy, trudno trzeba było z czegoś strzelić. Wybór padł na AK-47 - Kałasznikow.
No więc tak wygląda strzelnica właściwa:


Tutaj zostałem ubrany w "mundur" strzelca wyborowego ;)



 No i nadszedł długo wyczekiwany moment - strzelanie.



Aga też chciała sobie postrzelać:


Wynik osiągnęliśmy całkiem niezły:


Gdyby nie to, że wypiliśmy tam po piwku to wizyta trwałaby kilka minut a tak to można było posiedzieć i zapalić.
Ile może trwać wystrzelenie 30 pocisków? Chwilę...
Ogólnie wrażenia niezbyt pozytywne, nic ciekawego i do tego - drogo! 30 strzałów - 40$!
Zapakowaliśmy się w tuk-tuka i z powrotem w drogę.
Zdjęcia "z trasy":



Autobus.









Trochę ruchu w rytm muzyki.
No i koniec naszej wycieczki.
Opuszczamy tuk-tuka, końcowe rozliczenie i wysiadamy w naszym ulubionym miejscu stolicy, nad rzeką. Tutaj jest najciekawiej - targ, życie nocne, knajpy, bary, sklepy...

czwartek, 27 czerwca 2013

Polska Biało-Czerwoni

Pojechaliśmy odebrać nasze paszporty z nowymi wizami. Po drodze wstąpiliśmy do po pieniądze do znanego nam bankomatu, który nie pobiera prowizji. No niestety - bankomat "out of service", nie działa, no i zamiast na manicure i pedicure trzeba było kasę wydać na prowizję ;/
W biurze nie było żadnych niespodzianek - odebraliśmy paszporty z wklejonymi wizami- możemy tu zostać legalnie przez kolejny miesiąc.
Poszliśmy spróbować "ichniego" lokalnego produktu o nazwie Amok. Można wybrać z kurczakiem, wieprzowiną lub owocami morza do tego oczywiście obowiązkowy ryż. Wybraliśmy to ostatnie - dobre ale szału nie ma.


Amok z owocami morza + ryż - 4 $
Siedzimy, jemy - ulicą idzie pan ze skrzyneczką, przechodząc obok nas (jedliśmy na dworze) rzucił okiem na obuwie siedzących no i przyczepił się do mojego ;) Muszę przyznać, że moje klapki są już wiekowe i dość zniszczone ale są wygodne i lubię je. Kilka razy przymierzałem się do zakupu nowych ale jakoś nie mogę się zdecydować.
Człowiek ze skrzyneczką podszedł do mnie i pokazał, że chce obejrzeć moje klapki. No tak, nadają się do renowacji, wiem. Zażądał 5$ za usługę, po krótkim targowaniu stanęło na 1,5$.
No i ściągnął mi klapki z nóg, odszedł na bok i naprawiał.
Faktycznie teraz działają lepiej i wystarczą mi na kolejne 10 lat ;)


Siedząc w knajpce i popijając piwko oczom moim ukazał się niezwykły widok. W oddali, na bulwarze przy rzece, na tle palm powiewa polska flaga! Niesamowity widok i uczucie.
Prawda jest taka, że na tym bulwarze są flagi większości państw m.in. nasza flaga. No ale jest to sympatyczne - ujrzeć polską flagę w centrum stolicy Kambodży.


Wracając do domu zajechaliśmy jeszcze na ruski bazar po drobne zakupy.




A to jest ciekawe zjawisko w tutejszym handlu. Często sprzedawcy siedzą na takim podwyższeniu jakby półeczce, śmiesznie to wygląda. Tutaj kupujemy rybę lekko suszoną. Śmierdzi jak cholera a w smaku jeszcze nie wiem jaka. Zawijane jest to w zużyty papier z biur lub urzędów, praktycznie wszystko jest w to pakowane. I to jest dopiero prawdziwa ekologia.


Jeden z rodzajów bananów, są niewiele większe od pudełka zapałek.


Zainspirowany spotkaną flagą w centrum przypomniałem sobie o naszej, która wisi w pokoju. Aga mnie uprzedziła i już od rana polska flaga dumnie powiewa nad Kambodżą



Jest takie mądre powiedzenie - "człowiek do wszystkiego może się przyzwyczaić" i złapałem się na tym, że nie dziwą mnie już szczury biegające wieczorami po ulicach, ludzie w maseczkach, zaśmiecone ulice... Traktuję to już prawie jak coś normalnego - no może oprócz szczurów ;)
Siedząc wieczorem na tarasie najłatwiej zauważyć te gryzonie - biegają po ulicach, od domu do domu. W dzień na szczęście nie spotkaliśmy żadnego poza jednym martwym gdzieś w zaułku.
A tak poza tym to miała być pora deszczowa i się trochę ochłodzić powinno a tu grzeje, że aż nie miło ;)



W domu mamy nowy nabytek - butlę z wodą i kranikiem. Pojemność butli - 20 l - cena za wodę wraz z dostarczeniem to 1 $ i 5 $ kaucji za butlę. Dostarczają nam bezpośrednio do mieszkania. W gorących krajach dostęp do wody to konieczność, nie powinna być nawet z lodówki (łatwo się przeziębić - sprawdzone na sobie). Ale wody musi być dużo i pić, pić, pić...


Na koniec trochę prywaty i spraw rodzinnych:
Nela - gratulacje!
Piotr i Paweł - wszystkiego najlepszego!
Oskar - dalszego rozwoju biznesu!

wtorek, 25 czerwca 2013

Przedłużenie wizy w Kambodży

26 czerwca kończy nam się wiza, którą dostaliśmy na lotnisku po przylocie z Singapuru.
W Kambodży chcemy zostać mniej-więcej do końca lipca trzeba więc przedłużyć wizę.
Są 2 możliwości:
Sposób 1:
wyjechać lub wylecieć z Kambodży i za chwilę wrócić, tzw. "visa run" - potencjalne niedogodności to: opłata wylotowa 25 $, jeśli zdecydujemy się na autobus to dokąd pojechać? Do Bangkoku jedzie się ok. 12 godzin, do Wietnamu krócej, ok. 6 godzin ale z kolei tutaj trzeba wyrobić i opłacić wizę do Wietnamu...
Sposób 2:
zapłacić za wizę tu na miejscu w biurze, które zajmuje się takim pośrednictwem - koszt 45 $ + zdjęcie paszportowe.

Wybraliśmy sposób drugi bo wyjazd z Kambodży byłby zbyt czasochłonny.
Pojechaliśmy więc do takiego biura (zgadnijcie czym?) a przy okazji nie płace już 4$ tylko 10.000 rieli za kurs czyli - 2,5$ - mój wielki sukces negocjacyjny ;)



Pokwitowanie zabranych paszportów oraz dokonanej płatności. Dałem banknot 100$ prosto z bankomatu a na tym potwierdzeniu, na dole wpisany jest numer seryjny tej studolarówki w razie jakby co ;) Po odbiór paszportów z wizami mamy zgłosić się za dwa dni.


Przy okazji też znalazłem bankomaty (Canadian Bank) w których nie jest pobierana prowizja za wypłatę. Czyli zostaje 4 lub 5$ w kieszeni od każdej transakcji!
Biuro jest nad rzeką Tonle Sap, która jest początkiem Mekkongu




Bulwar nad rzeką, na przeciwko Pałacu Królewskiego:



Zaobserwowaliśmy taki zwyczaj - mnisi chodzą z tacą od sklepu do sklepu, od stoiska do stoiska i zbierają pieniądze. A wygląda to tak, że podchodzi mnich, staje przed sklepem/stoiskiem i czeka. Po chwili wychodzi sprzedawca w pokłonach z pieniędzmi, staje przed mnichem i modli się (czasem klękają).




Nie spotkaliśmy tu jeszcze ani jednego Polaka chociaż białych ludzi trochę tu jest.
A tak poza tym to trzymamy się w tej Kambodży ale pomału trzeba będzie zacząć myśleć o kolejnym miejscu, kolejnym kraju... Jakieś sugestie? ;) Bo jak już wspomniałem - pod koniec lipca najprawdopodobniej wyjedziemy stąd.
Jeszcze zostało nam tu trochę atrakcji do zobaczenia - przede wszystkim Angkor Wat, chcielibyśmy też pojeździć na słoniach, postrzelać z kałacha (tak, tak - tu jest to możliwe) itp.

sobota, 22 czerwca 2013

Różne, bazary

Można by rzec, że nie dzieje się nic ciekawego. Mieszkamy, żyjemy, pracujemy - prawie jak w Polsce.
Prawie bo mamy telewizor a w nim oglądamy polskie seriale - te, które są na dysku (aktualnie na topie jest "Ranczo" sezon 2)., polskich programów nie ma oczywiście, kiepsko jest nawet z anglojęzycznymi.
Prawie bo jeśli nie wyglądać przez okno to wszystko jak w Europie... Ale jak już się wyjrzy - to Kambodża pełną gębą!
Prawie, bo można pójść do sklepu i zrobić zakupy ale po godzinie 21 w promieniu kilometra nie znajdę już nic czynnego, prawie - bo sklepy (oprócz kilku) zdecydowanie różnią się od naszych sklepów (np. ceny są ruchome - raz woda kosztuje 2.000 a raz 3.000).
Prawie, bo komunikacja publiczna w mieście nie istnieje co nie znaczy, że nie można tanio się poruszać - są tuk tuki i taksówki, można też dosiąść się do kogoś na motorze.
No więc żyjemy sobie, dostosowujemy się.
Aga codziennie rano chodzi na zakupy żywnościowe - bagietki, owoce, warzywa no i co tam się trafi. Ja chodzę wieczorami jak papierosów zabraknie ;)
W weekendy wyjeżdżamy na większe zakupy do supermarketu - całkiem jak w Polsce ;)

Pisałem już kiedyś, że jest tu bardzo dużo Lexusów. Jadąc tuk tukiem przez ok 20 minut strzelałem tak na "ślepo" aparatem próbując uchwycić samochody.
Takie coś mi wyszło - w ciągu 20minut drogi - oczywiście nie wszystkie udało mi się sfotografować:



Mam też mnicha jadącego motorem na doczepkę:



Jest i pani w firmowej pidżamie:
Zdjęcie jest oczywiście w pełni profesjonalne - właśnie tak chciałem zrobić, żeby pani była z boku ;)


Mieszkamy w okolicach Russian Market (ruski targ). Nazwa wzięła się od tego, że kiedyś jak przebywali tu Rosjanie to właśnie w tym miejscu odbywał się handel. Na ruskim targu można kupić wszystko z tym, że warunki pozostawiają wiele do życzenia. Ciasne uliczki pod dachem, mnóstwo ludzi, wewnątrz jest oczywiście duszno a do tego wszystkie sprzedają tam owoce morza, ryby i mięso. Zaduch i smród daje się we znaki...
Nie przepadam za tym miejscem ale czasem trzeba je odwiedzić.
Jedno z wejść na Ruski Bazar:


Następnym razem dorzucę więcej zdjęć, na razie to co mam

Inne wejście na Ruski Bazar:


O ile Ruski Bazar nie jest w moim typie to muszę przyznać, że ten który jest najbliżej nas jest... jeszcze gorszy ;)
Tutaj jest już zupełny, totalny Sajgon! Chodzi się błotnistymi ścieżkami pośród ryb, krabów
A już najbardziej to rozwaliła mnie knajpa, która jest w tym obiekcie:


Ale można tu kupić takie "cudeńka" jak czarne jajka, nie wiem z czym i jak się to je... Może kiedyś odważę się je kupić... Kto wie?



Najfajniejszy i najciekawszy (przynajmniej dla mnie) jest Central Market.
Tu do kupienia np.:

Albo Rolexy:


Ewentualnie coś na obiad:




W Central Market też jest wszystko ale w bardziej cywilizowanych warunkach a dodatkowo obok jest chyba największe tutaj centrum handlowe, galeria Sorya. Tutaj z kolei można kupić wszystko to co w Central Market tylko dużo drożej ;) Ale jest klimatyzacja.
W tej galerii, (chyba 5 pięter) są różne, różniste sklepy a nawet kino na samej górze: Platinum
Jest tu supermarket spożywczy (z koszykami i kasami) można płacić kartą, są sklepy odzieżowe, z elektroniką, restauracje no i stoiska z grami i filmami - po 2 $ za sztukę ;)